W rajskim trójkącie to ja byłam wężem. Dałam Ci jabłko, Ty mi dałeś serce. Ja dziś chcę odejść, Ty mi dajesz więcej, więcej, więcej. Moja osoba zawsze nieposłuszna. Tak idealna „Umów się ze mną”: Co się stanie, gdy hokus pozna pokus Gwiazda „Umów się ze mną. Take Me Out” pokaże się nago Cztery na cztery! Taki napęd tylko w „Umów się ze mną” „Umów się ze mną”: Tylko on się spodobał, a reszta „out” „Umów się ze mną”: Wiemy, kto tym razem pójdzie na randki Pewnego dnia znudzony Shinigami zrzuca notatnik na ziemię.Osoba, która go znajdzie może wpisać w notatniku imię osoby, którą sobie wyobraża lub widzi oraz sp TERE FERE, CZYLI BAJKI Z DZIECIĘCEGO POKOJU • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! „To niesamowity zbiór krótkich opowiadań, po których będziesz płakać ze śmiechu! Krzysiu Kozłowski: „Polecam książkę ” Nie ze mną takie Tere-Fere, dlatego że jest bardzo śmieszna i zabawna, są tam bardzo fajne postacie jak np: bączek , babcia Drybcia itp. Zachęcam bardzo do jej czytania.” Kinga Policht: 24 listopada 2018, 11:28, oj, oj: autor tekstu się nie przygotował, a komentatorzy są chyba po prostu za młodzi, żeby wiedzieć.Stawka.. była nadawana w TV jeszcze przed powstaniem serialu jako teatr telewizji lecący na żywo.I tam dokładnie padło właśnie "Nie ze mną takie numery, Bruner", w serialu rzeczywiście nie usłyszymy tego To nie ze mną (2022) s01e10 odcinek 10 | sezon 1 - Sprawdź informację o tym odcinku: obsada, twórcy, galeria i forum odcinka. Do niemieckiego kurortu Wildbad dociera bardzo chory pacjent, Anglik wraz z młodą żoną i małym synkiem. Kiedy okazuje się, że nie ma dla niego szans na ratunek, postanawia na łożu śmierci napisać do syna list, w którym opowiada swoje burzliwe losy, historię zbrodni, którą popełnił i zawiera ostrzeżenie na przyszłość. Jest przekonany, że nieodkupiona wina […] Opinie o Tere Fere Karolina Gałgańska w Wenecja Poniżej zobaczysz opinie aktualnych i byłych pracowników o pracodawcy Tere Fere Karolina Gałgańska, jak również Klientów firmy. Przeczytasz poniżej też opinie kandydatów do zatrudnienia w firmie Tere Fere Karolina Gałgańska o przebiegu rozmowy kwalifikacyjnej. Na liście znajdują się opinie, które zostały zweryfikowane (potwierdzone zakupem) i oznaczone są one zielonym znakiem Zaufanych Opinii. Opinie niezweryfikowane nie posiadają wskazanego oznaczenia. Zobacz jakie opinie mają użytkownicy o produkcie Nie wygrasz ze mną i jak oceniają go pod kątem jakości wykonania, ceny i wyglądu. XapOtx. "Nie ze mną takie tere fere" Jim Smith Tytuł: "Nie ze mną takie tere fere"Autor: Jim SmithLiczba stron: 240Wydawnictwo: Znak EmotikonOkładka: miękka Lubię recenzować książki dla dzieci, bo czytając je można samemu czasami poczuć się dzieckiem. Poza tym wiele z nich, to naprawdę mądre i wartościowe pozycje, które chętnie kiedyś sama podsunę swoim dzieciom. Dodatkowo uważam, że każdy rodzic powinien mieć chociaż ogólne rozeznanie na temat tego, co czytają jego pociechy. Nic, tylko czytać książki dla dzieci, o dzieciach i z dziećmi. Staram się nigdy nie zrażać okładką, a zdarza się, że są one mega nieudane i odstraszają czytelnika już na samym wstępie. Tak było np z książką "Milo. Odklejone po(d)pisy", której zarówno okładka, jak i tytuł zupełnie nie współgrają z jej treścią, a szkoda bo ta niezwykle wartościowa i wzruszająca pozycja traci przez to na pewno spore grono potencjalnych czytelników. Nie może zatem dziwić, że "Nie ze mną takie tere fere" również zostało przeze mnie już na wstępie obdarzone dużym kredytem zaufania. Powiem tak i mówię to z żalem: chyba nigdy w życiu jeszcze nie rozczarowałam się tak bardzo książką skierowaną do młodszego czytelnika. Tym razem okładka jest jak najbardziej adekwatna do treści, którą za nią znajdziemy. Główny bohater, to Bartek Frajer, który z powodu noszonego nazwiska narażony jest na liczne docinki ze strony swoich rówieśników, co ze szczególnym upodobaniem wykorzystuje jeden z nich, niejaki Darek Darenowski. Dodajmy do tego wszechobecne bekanie, puszczanie bąków, kozy w nosie, liczne zdrobnienia i obraźliwe piosenki śpiewane na melodię "sto lat", a tere fere okazuje się zbyt łagodnym określeniem na dyrdymały zaserwowane nam przez autora. Ani to śmieszne, ani interesujące, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wartości dodanej, którą można by wyłuskać z lektury i ja bym tego żadnemu dziecku nie pokazała mając w zanadrzu chociażby obłędne notatki Kacpra Niewypała, które utrzymane w podobnej konwencji nie ocierają się o żenadę i szczerze bawią. Przykro mi było pisać tę recenzję, zwłaszcza że jest to pierwszy przypadek, gdy Wydawnictwo Znak Emotikon szczerze mnie zawiodło. Dziś przede wszystkim chcę pomóc rodzicom czytelników opornych. Cały artykuł o tym jak zakochać dziecko w książkach ukaże się pod koniec stycznia, ale dziś zdradzam w tekście jeden prosty sposób na dzieci, które patrzą na biblioteczkę z niechęcią. W przeglądzie pokazuję tylko 7 tytułów, ale za to jakich! Jest książka zabawka do złożenia, są zeszyty aktywności dotyczące najpiękniejszych i najtrudniejszych nauk: matematyki, chemii, fizyki. Jest kolorowanko-uzupełnianka będąca jednocześnie fascynującą bajką do opowiedzenia. Są dwa tomy podróżnicze. Jest książka, która może nie zmieścić się w niewielkim pokoju. A nawet lekcja geografii odbywająca się w górach! Ponieważ mam przyjemność być mamą Aleksego, który jako 10-latek założył blog KSIĄŻKI NA CZACIE, cztery lata później nagrodzonego w Brukseli za najlepsze treści dla dzieci, jestem postrzegana jako mama-która-wychowała-czytające-dziecko. Nie jest to moją zasługą. Napiszę coś niepopularnego – jeśli dziecko nie będzie chciało czytać, to możecie nawet pisać dla niego książki i otworzyć bibliotekę, nic to nie da. Jednak zawsze macie obowiązek próbować, nawet jeśli sami nie czytacie. Rozumiem, że może to być trudne i dlatego przygotowuję duży tekst na temat tego, co można zrobić by zwiększyć szanse na rozczytanie dziecka. Są na to sposoby, są antysposoby, są mity i działania zniechęcające, na które warto uważać i na tym – na błędach, jakie popełniamy „przymuszając” do czytania, skoncentrowałam swój tekst. (Zaplanowany na 20 stycznia). NAJPROSTSZA RZECZ, KTÓRĄ MOŻESZ ZROBIĆ DLA DZIECKA, KTÓRE NIE LUBI CZYTAĆ Pierwsze co trzeba zrobić to zmienić nastawienie. SWOJE, nie dziecka. Zamiast myśleć, że mam dziecko, które nie lubi czytać, myślimy MAM W DOMU BARDZO WYMAGAJĄCEGO CZYTELNIKA. Bez różnicy? Nieprawda. Pierwsze podejście zakłada same trudności i usprawiedliwia ewentualny brak podejmowania działań z naszej strony: dziecko nie lubi, nic się nie da zrobić. Inaczej jest, kiedy myślimy o wymagającym czytelniku – to oznacza, że TO MY, RODZICE MUSIMY STARAĆ SIĘ BARDZIEJ. Wyszukiwać tytuły, formy, ilustracje, tematy, które przykują uwagę naszego dziecka. Nigdy nie komentować: „Kupiłem ci 10 książek, żadnej nie przeczytałeś”, „Wypożyczyliśmy z biblioteki tyle tytułów, nawet nie wziąłeś do ręki”, itd. Tylko… szukać dalej. Zabierać do księgarń, bibliotek, na targi. Walczyć. Zwyczajnie. Aż coś zaskoczy. Wiem, że to wymaga cierpliwości, ale jest wykonalne. Zapraszam na przegląd, w którym gościnnie – trochę dla pokazania skali – występuje ołówek sowa z Naturnik. Skład gatunkowy. IDOL. MARIA SKŁODOWSKA-CURIE Justyna Styszyńska, Widnokrąg Cena okładkowa 35 zł, w wyszukiwarce cen pod tekstem można znaleźć za 24 zł Zaczynam od świeżynki pachnącej drukiem, czyli kolejna doskonała propozycja Justyny Styszyńskiej (znacie ją z serii przyrodniczo naklejkowej „Las”, „Łąka”, „Bieguny”) wydana przez ambitne wydawnictwo Widnokrąg. Jest to rzecz bardzo dobra zarówno od strony graficznej, treści jak i misji. Jak jest z dzisiejszymi idolami to wiemy – mało, malutko, a jeśli ktoś sensowny się pojawia trudno go wyłuskać z medialnego szumu. Tym bardziej warto sięgnąć do wzorców sprawdzonych, pewniaków. Jak Marysia właśnie. Nie ukrywam, że rozpoczęcie serii „Idol” od kobiety bardzo mnie ucieszyło, bo moja siedmiolatka jest w wieku w którym zaczyna zderzać się z mitami na temat roli i wizerunku dziewczynek. Dlatego korzystam z każdego sposobu na wzmocnienie jej przekonania, że do najcenniejszych cech człowieka, niezależnie od płci, należą inteligencja, pracowitość, wytrwałość. Że warto się kształcić, ale też upierać przy swoich marzeniach i ideach. Że dziewczynki w dzisiejszych czasach nie muszą walczyć z ograniczeniami społecznymi i obyczajowymi (w naszym Państwie), mogą być kim chcą i zajmować się czym chcą. Że zawód naukowca/ odkrywcy/ badacza jest fascynujący. Książka jest zadaniowa, to znaczy, że obok wiedzy, dziecko dostaje zadania do wykonania. Dowiaduje się kim była Maria, czym się zajmowała, co przyniosło jej dwie nagrody Nobla i możliwość wykładania jako profesor (w czasach, kiedy kobiety nie miały równych praw). Oprócz postaci słynnej kobiety czytelnik poznaje też pojęcia fizyki i chemii, oraz czym te dziedziny się zajmują. Pozostaje mi tylko pogratulować autorce i wydawnictwu. Takich pomocy nam trzeba! Format 26 x 35 cm, 28 stron. W GÓRY Piotr Karski, Wydawnictwo Dwie Siostry Cena okładkowa 39,39 zł, można znaleźć za 25 zł Bardzo na czasie, choć wyszła już chwilę wcześniej, to dla nas akurat do poczytania przed feriami, na które jak co roku jedziemy w góry. Jak sam tytuł podpowiada cała książka jest poświęcona górom. Są tu informacje w rozsądnej dawce, są miejsca na twórczość własną i podpowiedzi jak miejsca te wykorzystać. Są zdania do wykonania, rysunki do dokończenia, puste przestrzenie, polecenia. Można mazać. Ale można też tylko czytać i przeglądać. Nie każde dziecko ma ochotę wypełniać aktywujące książki i nic nie szkodzi, nie zmuszajmy. Samo przeglądanie jest równie wartościowe. Ten nietypowy górski album został ładnie wydany na grubym papierze – to ważne, bo nie ma nic gorszego niż książka do wypełniania z cienkimi arkuszami przez które przebija flamaster, czy nawet kredka. Oprawa miękka, ale ze skrzydełkami, które po rozłożeniu dają jeszcze więcej powierzchni do rysowania. Format 20,5 x 29 cm. Piękna, zimowa kolorystyka i grafika – całość została wydrukowana przy użyciu bieli, czerni i błękitu. Autor, Piotr Karski, podzielił kartki na tematy i zamieścił w nich bogactwo wiedzy – od góralskich swetrów, domów, parzenic, poprzez instrumenty, sery, pogodę, plany wycieczek, zachowanie w górach, ich budowę, po roślinność, zwierzęta, sporty i rekordy wysokości, czy oryginalności. Pozycja bardzo zachęcająca do poznania gór książka. Wielki plus za charakter edukacyjny, drugi za rozbudzanie ciekawości naturą. TO NIE JEST KSIĄŻKA DO MATMY Anna Weltman, wydawnictwo Dwie Siostry Cena okładkowa 32,90 zł, można znaleźć za 20 zł Mniam! No sami widzicie już po tytule – można powiedzieć dziecku „Zobacz, od razu napisali, to nie jest książka…”. Myślicie, że wybrałam ten tytuł do zestawienia z powodu moich matematycznych miłości? Nie. Wybrałam, bo jest to jedna z najciekawszych propozycji książek do uzupełniania jakie kiedykolwiek widziałam. Trochę jak zeszyt ćwiczeń matematycznych, ale nie do końca. Jak nie chcesz poznawać matematyki, to możesz się spełnić artystycznie. Tak czy inaczej i tak dowiesz się, jak piękną nauką jest matma. Tak: matma! Przede wszystkim – książka ma dobre kolory i bardzo przyjemną, prostą, pełną światła, grafikę. Trochę jak ze starych, najlepszych podręczników. Siadając do niej dziecko powinno mieć ołówek, nożyczki, cyrkiel, kątomierz, taśmę, kartki białe. Ale to opcjonalnie, bo jest wiele kartek do zarysowania w książce (podzielonych w różne sposoby). Ten tytuł to kolejny sposób na to by POKAZAĆ DZIECKU MATEMATYKĘ. Nie uczyć jej w teorii. Pokazać. Zawsze powtarzam, że moment, w którym dziecko odkrywa, że matematyka jest nauką praktyczną NIE TEOTERYCZNĄ, że znajdziemy ją wszędzie dokoła, w życiu, sztuce, powtarzalnych kształtach samej natury, ten moment na zawsze zmienia podejście człowieka do nauki tego przedmiotu. Nie chodzi o to, że dziecko nagle zostanie matematycznym geniuszem, ale zrozumie, że nauka matematyki ma sens, jest przydatna. Przyznacie, że jeśli widzimy sens, w tym co robimy, mamy znacznie lepsze efekty. Dlatego wiecznie nudzę z tym pokazywaniem dziecku matematyki. I dlatego bardzo polecam tę książkę. No zajrzyjcie przynajmniej do środka, proszę. Format 22 x 28 cm, ilość stron 50. O, JA CIĘ! SMOK W KRAWACIE! Magda Wosik, Piotr Rychel, wydawnictwo Bajka Cena okładkowa 39 zł, można znaleźć od 24 zł To nie jest nowość, ale jak obiecałam będę pokazywała też tytuły wydane drzewniej, a wartościowe i – co ważne – nadal dostępne. Takie książki często „znikają” i trudno się o nich dowiedzieć, bo recenzenci koncentrują się na nowościach Plusem książek wydanych kilka lat wcześniej, często są ich ceny. Mamy więc coś, co w uproszczeniu można nazwać kolorowanką z treścią i polecaniami. Ale jest to uproszczenie krzywdzące, więc rozwinę. Przede wszystkim jest to projekt doskonały graficznie – wystarczy spojrzeć na nazwiska autorów. Po drugie ma dobrą, przyjazną, zróżnicowaną treść, zachęcającą do działań. I tu jeśli mogę coś podpowiedzieć – zastanawiacie się, czy kupić dziecku którą z miliona dwustu tysięcy atrakcyjnych kolorowanek, które zalały nasz rynek w ciągu ostatnich dwóch lat? Zamiast którejkolwiek z nich wybierzcie ten tytuł. Nie na darmo ma znaczek „Najlepsza książka dziecięca 2011. Przecinek i kropka”. Korzystając z „O, ja cię!…” Dziecko nie tylko trenuje cierpliwość i koncentrację, oraz prawidłowy chwyt szczypcowy jak to jest przy kolorowankach, ale też rozwija własną kreację, spostrzegawczość, uważność twórczą. Zostaje zachęcone nie tylko do eksplorowania, ale też do własnego poszukiwania rozwiązań. To moim zdaniem jest najcenniejsze, choć oczywiście warto wspomnieć też o dużej dawce eleganckiego, dopasowanego do dziecięcego świata humoru. I raz jeszcze: mamy tu naprawdę DOBRE ilustracje. Takie, z jakimi powinny obcować dzieci. No i jest to wielki zbiór. Format 21 x 29,5 cm. Odmawiam liczenia stron (jak to mawia mój syn, gdy książka nie ma numeracji) ale jest to zbiór typu „cegła”. MAPA PRZYSZŁOŚCI Tomasz Minkiewicz, wydawnictwo Nasza Księgarnia Cena okładkowa 39,90 zł, można znaleźć za 23 zł Książka przykuwa uwagę już samą, harmonijkową konstrukcją. Nie przerażajcie się jednak, nie trzeba jej rozłożyć na całą długość, żeby z niej korzystać. Da się przekładać kartki, choć rozwinięcie jednej, niemożliwie długiej ilustracji jest niewątpliwie dodatkową atrakcją dla wymagającego czytelnika. Ten tytuł to wielka przygoda, podróż w przyszłość, totalnie szalona koncepcja łamiąca schematy. O ile ode mnie wymagała trwającego chwile wczytania się i przestawienia z „normalnego czytania, normalniej książki”, Klara poradziła sobie intuicyjnie, z marszu. Zabawa zaczyna się, kiedy uczniowie pewnej klasy przygotowują eksperymentalny portal do podróżowania w czasie, który DZIAŁA, niestety, bo niefortunnie wciąga co mu wpadnie w portalowe ramy, czyli uczniów i pomoce szkolne. Czytelnikowi nie pozostaje nic innego jak również dać się zassać do przyszłości i podróżując odnajdować dzieciaki z klasy i rzeczy. Książka nie jest więc tylko zabawą, ale też ćwiczeniem spostrzegawczości, koncentracji jak również wyobraźni – trzeba jej użyć, żeby poznać i zrozumieć przyszłe realia. Smaczkiem są znane miejsca, które nie zawsze można łatwo rozpoznać, bo przecież zmienił się w czasie! Poza tekstami wprowadzającymi książka nie ma tekstu do czytania. Format 23,5 x 32,5 cm. Twarda oprawa, 28 stron. Bawcie się dobrze. PODWODNIK, PODZIEMNIK Aleksandra i Daniel Mizielińscy, wydawnictwo Dwie Siostry Cena okładkowa 32 zł, można znaleźć za 20 zł „Pod wodą/ Pod ziemią” to naszym rodzinnym zdaniem najlepsza książka duetu państwa Mizielińskich. Dlatego cieszy nas, że powstały do niego „zeszyty ćwiczeń” czyli analogiczne: „Podwodnik” i „Podziemnik”, tyle że wydane oddzielnie (w książce tematy są połączone). Format 27,5 x 37,5 cm, okładka miękka z tekturową podkładką do rysowania. STATEK PRZEMYTNIKA. STAR WARS Książka z modelem do złożenia, wydawnictwo Egmont Cena wydawcy 35 zł, ale można znaleźć od 24 zł I na koniec niewielka, ale bardzo na czasie propozycja dla czytelników od 8 lat (może nawet od 6-7 jeśli są to prawdziwy znawcy i pasjonaci Star Wars). Format: 14 x 18,5 cm. W środku znajdziecie książeczkę, czy raczej broszurę z tematycznymi informacjami i zabawami, oraz model do złożenia tekturowego statku o wysokości 12 cm. Tu właściwie nie ma co się rozpisywać. Bardzo udana, podstępna książka do zwabienia nie-czytaczy. Ładnie wydana, z porządnymi puzzlami przestrzennymi do złożenia. Gwarantuję, że podziała. Dodatkowym walorem jest ćwiczenie sprawności manualnej i konstrukcyjnej. wysyłka: niedostępny ISBN: 978-83-240-4596-9 EAN: 9788324045969 oprawa: Oprawa miękka format: język: polski liczba stron: 240 rok wydania: 2017 Opis produktu Nie ma lekko… tere fere! Moje życie zawsze było super – miałem najlepszego kumpla Bączka i należałem do fajnych dzieciaków. Ale… odkąd w szkole pojawił się Darek Darenowski ze swoją paskudną krokodylą gębą, nie daje mi żyć. Darenowski wiecznie siorbie oranżadę z puszki, beka mi do ucha, a potem wykonuje swój nieznośny taniec i przezywa mnie na melodię „Sto lat, sto lat”, co oczywiście nie wychodzi, bo sylaby się nie zgadzają. Ale spokojnie – żaden cwaniaczek mi nie podskoczy! Recenzje: Żaden cwaniaczek mi nie podskoczy! Czekam na premierę i kupuje! a co! dowiem się jak nie dać sobie dmuchać w kaszę! Żaden Dareczek nie będzie będzie mi straszny! o nie! jak tylko pokazałam synowi to w kółko słyszę - zamów, zamów! i nie ważne, że nawet jak zamówię to będzie po to nic. skoro podobne do cwaniaczków to już wiem, że bez zakupu się nie obejdzie. te książki są świetnie napisałam. a skoro podobne do cwaniaczka - to mój syn nie zaśnie dopóki nie przeczyta! cwaniaczki! odliczajcie dni! dowiedziałem się, że podobne do tomka łebskiego! Więc już z synem nie możemy się doczekać! Od tomka zaczął swoją przygode z czytaniem. Najpierw ja mu pomagałem, ale już sam się bierze do czytania.;) Oby tu było więcej beki - jak to mówi mój syn! ;) Synowi na pewno się spodoba! czekamy na premierę! przeczytał wszystkich cwaniaczków, więc pora na nowego przyjaciela! x fot. Adobe Stock, Ulia Koltyrina Chyba każdy zna wierszyk o osiołku, który padł z głodu, bo nie mógł się zdecydować, czy woli owies czy siano. Boję się, że i ja drogo zapłacę za zbyt długie wahanie... Okazuje się, że nadmiar wcale nie jest lepszy od posuchy, a w życiu niemal z dnia na dzień wszystko może się radykalnie zmienić. „Odpuść sobie, kobieto! – pomyślałam pewnego ranka przy śniadaniu po niezliczonych próbach znalezienia drugiej połówki. – Świat oszalał! Faceci? Oni są toksyczni, nieciekawi albo zajęci. Trudno. Singielki też mogą być szczęśliwe, nawet bardziej niż mężatki!” – wściekła, gmerałam w kubeczku z jogurtem tak mocno, że prawie zrobiłam w nim dziurę. O tak: byłam bardzo zła i dlatego postanowiłam PRZESTAĆ działać. Bo czegóż to ja nie wyprawiałam przez ostatnie miesiące?! Kluby sportowe, szlajanie się po modnych knajpach, nauka włoskiego od podstaw... Bywałam w tysiącu miejsc, mniej lub bardziej inspirujących, poznałam mnóstwo nowych ludzi płci obojga. Ale ani pół potencjalnego ukochanego! Miałam po dziurki w nosie samotności. Obecnie modnie jest mówić: „samodzielności”, ale to przecież bzdura. Samodzielna też jestem, owszem, ale to nie samodzielność mi doskwiera, tylko samotność. Brak bliskiego drugiego człowieka tuż obok. Takiego, na którego można liczyć. W dzień i w nocy. A co mówią w takich przypadkach mądrale od ludzkiej psychiki? Ano mówią: rusz się, wyjdź z domu, otwórz się na nowe doświadczenia, nawiązuj przyjaźnie... Tere-fere-kuku. On chyba nie widzi we mnie kobiety Jestem ekstrawertyczna, nie siedzę w kącie, wszędzie mnie pełno. I co? Ano nic. W desperacji założyłam nawet konto na portalu randkowym. To było najgorsze. Flirty słowne przebiegały nawet miło, ale spotkania oko w oko – wszystkie, dosłownie WSZYSTKIE – to była całkowita porażka. Trudno powiedzieć, czego brakowało, ale chyba najbardziej chemii. Zamiast oczarowań – seria rozczarowań. Strata czasu. Dlatego postanowiłam się poddać: koniec rozpaczliwego rozglądania się za facetami. Najbardziej zawiedziona była Halinka, którą poznałam na babskich warsztatach rozwojowych – w nich też z upodobaniem uczestniczę. Singielka tak jak ja. To nas zresztą zbliżyło. No, ale Halinka od niedawna nie jest już sama. Wykupiła abonament w nowoczesnym biurze matrymonialnym. Zapłaciła jak za zboże, lecz obiecali, że będą przedstawiać idealnych kandydatów na narzeczonego aż do skutku. Ostatnio spotyka się regularnie z pewnym chirurgiem. Wygląda to obiecująco, więc Halinka jest w euforii. Ba, wylewa się z niej optymizm i w mojej sprawie: – Idź do tego biura! – przekonuje usilnie, gdy tylko wykroi czas na telefon do mnie. Łatwo jej mówić! Jest bogata, więc wybuliła krocie za abonament. Mnie na to nie stać. – Nie zaciągnę kredytu na biuro matrymonialne – powiedziałam jej bez ogródek. Chyba się obraziła, bo przestała dzwonić. Mniejsza z tym, przejdzie jej. Postanowiłam definitywnie zamknąć ten rozdział, ale... Nowe życie bez maniakalnego rozmyślania o drugiej połówce okazało się rodzajem odwyku. Musiałam się tylko mocno kontrolować, żeby nie dumać, jak bardzo nie chcę być sama. Znowu zapewniłam sobie mnóstwo zajęć po pracy: warsztaty, fitness, filmy, wieczorne spotkania z samotnymi kobietami, których w moim otoczeniu nie brakuje. Zaciskanie zębów. Przekonywanie samej siebie, że tak jest lepiej. Bo czy związek to taki cud? Szło mi coraz lepiej. I wtedy jak bumerang powróciła Halinka. Zadzwoniła w sobotni poranek i bardziej rozkazała niż zapytała: – Idziesz z nami na rowery?! – Z wami, czyli z kim? Z tobą i chirurgiem? – Ma na imię Jacek – upomniała mnie z lekką pretensją w głosie. – Z nami i z kolegą Jacka – tym razem usłyszałam w jej tonie nutki triumfu, jakby dokonała czegoś niebywałego. – Bawisz się w swatkę? – domyśliłam się. – Nie szukam już faceta – dodałam gorzko. – Oj, daj spokój! Chcę, żebyś miło spędziła sobotę. A ten Jurek, kumpel Jacka, jest całkiem fajny. Przypadniecie sobie do gustu – to super. Nie – drugie dobrze. Co ci szkodzi sprawdzić? A rowery przecież uwielbiasz! – Okej, przekonałaś mnie – zdecydowałam. – Za godzinę będę gotowa. Okazało się, że Halinka miała nosa. Jurek rzeczywiście mi się spodobał. Przystojniak z niego. I też lekarz, jak ten Jacek Halinki, ale nie krwawy chirurg, tylko znacznie bardziej estetyczny anestezjolog. Do tego wspaniale wysportowany. I jak ja kocha rowery! Po pierwszej wycieczce postanowiliśmy, że pojeździmy już tylko we dwoje, bardziej wyczynowo. Zaczęliśmy się umawiać. Coraz trudniejsze trasy, coraz bardziej zaawansowane treningi, coraz częstsze spotkania, jednak żadnych podtekstów damsko-męskich. Szkoda... Czas leciał, ale nic się nie zmieniało. – On mnie chyba nie chce – relacjonowałam Halince ten brak postępów. – Traktuje mnie jak kumpla z wojska – skarżyłam się. – Bo po co wy tak uderzyliście w ten sport? – pytała. – Jak ty wyglądasz podczas tych spotkań? Spocona, czerwona, w rowerowych gaciach? Tak nie wzbudzisz w nim żądzy! – To co mam robić? – Bo ja wiem? Zaproponuj mu może jakieś inne okoliczności? Może teatr dla odmiany? Albo choć idźcie po tych rowerach na kawę! – Nie będę się narzucać – nadąsałam się. – Facet ma pierwszy zaproponować randkę. Narzucił naprawdę niezłe tempo Ale nie chciał. Uparcie jeździł ze mną tylko na rowerach, ewentualnie robił jakieś ćwiczenia przed przejażdżką lub po niej. Trochę gadaliśmy, owszem, lecz raczej na neutralne tematy. Może to fajne, zdrowe i w ogóle, jednak ani o milimetr nie zmieniało mojego utrwalonego statusu singielki. I było też nieco frustrujące, bo Jurek – pierwszy mężczyzna od bardzo dawna – bardzo mi się spodobał... Regularny wysiłek plus zamartwianie się, jak przekierować myśli Jurka na właściwe tory, miały tę radosną stronę, że schudłam. Pięknie wydłużyła mi się sylwetka, a oblicze nabrało szlachetnej subtelności. Jeśli zawsze miałam duże oczy, to teraz one się stały ogromne. Miło było patrzeć w lustro. Przynajmniej tyle. „Hm, a może jednak aż tyle” – przyszło mi do głowy, gdy dostrzegłam, że wszędzie: w biurze, w sklepie, na ulicy – obcy mężczyźni przypatrują mi się uważniej niż dotąd. Nie, nie lubię być taksowana wzrokiem. Ale lubię się podobać! „Szkoda, że nie Jurkowi” – szeptał cichutki głosik w mojej głowie. Na Krzysia wpadłam w supermarkecie. Akurat się cofałam, bo nie mogłam przejść z wózkiem między paletami z towarem. Byłam zła, że w sklepie jest aż tak ciasno i niewygodnie, więc z impetem wzięłam zakręt i – bum! – prawie przewróciłam wysokiego bruneta w jaskrawożółtej puchówce. – Oj, przepraszam bardzo! – speszyłam się natychmiast. A wtedy on tak pięknie się uśmiechnął, że dokoła aż pojaśniało. – Nic nie szkodzi. Rzadko wpadają na mnie piękne dziewczyny – powiedział, bezczelnie patrząc mi w oczy. Poczułam żar na policzkach. Przyjrzałam mu się uważniej. No tak, niczego sobie, choć ekscentryk. Ubrany był nieszablonowo, bardzo kolorowo, z fantazją. „Artysta?”– zastanawiałam się. – Ale mnie lustrujesz! – cały czas uśmiechał się szeroko. – Spokojnie. Nic mi się nie stało, grozi mi najwyżej mały siniak – znacząco poklepał się po udzie. – Nie powinnam skręcać z takim impetem... – zaczęłam się tłumaczyć. – Jeśli uważasz, że należy mi się jakaś rekompensata za poniesione szkody, to mam pewien pomysł – gładko wszedł mi w słowo. – A jaki? – też się uśmiechnęłam, bo czułam, że zaczynamy flirtować. – To oczywiste! Dasz się zaprosić na kawę! – ogłosił z namaszczeniem. – Teraz? Zaraz? Ale mam zakupy! – Z największą przyjemnością pomogę ci bezpiecznie dotrzeć z nimi do kasy – zaproponował szarmancko. – Niech będzie – facet nie wyglądał źle, do tego miał zniewalający uśmiech. Brzmiał też całkiem miło, co mi szkodziło pogadać. – Ale muszę kupić jeszcze kilka rzeczy. Halinka mnie zbeształa Dokończyliśmy te zakupy razem, w radosnej atmosferze: były żarciki, śmiechy i wzajemna adoracja. Krzysiek wypakował potem zakupy do mojego auta, a ja zgodnie z obietnicą dałam się porwać na kawę. Gadało się z nim wspaniale. Wreszcie poczułam się kobieco, zalotnie, bo Krzyś wciąż prawił mi komplementy. Nie to co Jurek! Podobało mi się, więc dostał w nagrodę mój numer telefonu. Jeszcze tego samego wieczoru przysłał pierwszego SMS-a: „Kim jesteś, że nie da się o Tobie zapomnieć?”. Nie bardzo wiedziałam, co odpisać, choć mile mnie te słowa połechtały. Rano znów SMS: „Dzień dobry, piękna. A co byś powiedziała na drugie śniadanie w moim towarzystwie?”. Tym razem odpisałam raczej zdawkowo: „Miła oferta, ale mam pracę”. Tymczasem on nie zamierzał ustępować: „To może namówię Cię na kolację?” Tempo trochę mnie zaskoczyło, jednak... to także było miłe. Na wieczór byłam już umówiona na trening z Jurkiem... „No i co z tego? Randka lepsza!” – pomyślałam buntowniczo. „Jeśli to będzie coś równie kolorowego jak Ty, to chętnie” – odpisałam. To wprawiło mnie w doskonały nastrój, mimo że musiałam odwołać rowerowe spotkanie z Jurkiem. Napisałam mu zdawkowego SMS-a. Zareagował ze zrozumieniem. W przeciwieństwie do Halinki, do której zadzwoniłam, aby pochwalić się czekającą mnie randką. – No jak to? – obruszyła się. – A Jerzy? – Co: Jerzy? Lubi pościgać się ze mną na rowerach, no i świetnie, ale to chyba nie powód, żebym rezygnowała z randek! – Wydawało mi się, że traktujesz go poważniej – nadęła się Halinka. – Myślałam, że będziemy razem, ty z Jerzym, a ja z Jackiem wyjeżdżać na wakacje, spędzać sylwestra.. – Jasne! To może jeszcze jak te gołąbeczki wszyscy czworo zgodnie pójdziemy do ślubu? – wkurzyłam się. – Może i do ślubu? Byłoby cudownie! – zagalopowała się Halinka. – Dziewczyno, pobudka! Twoja wizja jest czarująca, ale nierealna. Przecież tłukę ci do głowy, że Jurek wcale nie widzi we mnie kandydatki na narzeczoną. – Bo mu paradujesz przed nosem w przepoconych ciuchach i nie chcesz mnie posłuchać! Znów się posprzeczałyśmy, lecz to u nas normalne, więc niespecjalnie się przejęłam. Do domu biegłam jak na skrzydłach: zrobić kąpiel, makijaż, fryzurę, wybrać sukienkę, buty, torebkę... Która z nas nie lubi randek? A ja nie byłam na żadnej od tak dawna! Wspólny wieczór się udał. Okazało się, że Krzyś tak szaleje ze strojami i kolorami, bo jest plastykiem, czyli dobrze wyczułam! Ale z obrazów wyżyć się nie da, więc na co dzień prowadzi zajęcia plastyczne dla przedszkolaków. Cóż, oryginalny zawód jak dla faceta... Męczy mnie ta podwójna gra Kolacyjka w maleńkiej restauracji z lokalnymi produktami była naprawdę urocza. Krzysiek znów obsypywał mnie komplementami, było sporo śmiechu i ciekawych tematów do rozmów. Zrelaksowałam się wspaniale. I byłam otwarta na ciąg dalszy. Nie przewidziałam tylko jednego: że Halinka tak łatwo nie odpuści. Tymczasem moja koleżaneczka zadzwoniła do Jerzego i wygarnęła mu, że właśnie pojawił się konkurent do mojego serca. A wiem to stąd, że zaraz potem zadzwoniła z tym do mnie! – Był zazdrosny. To się czuje! – ogłosiła triumfalnie. – No to mu powiedziałam, że miał szansę, więc czemu z niej nie korzystał? I że może jeszcze nie jest za późno... – Oszalałaś? Po co się w to wszystko wtrącasz?! – krzyknęłam wściekła. – Bo sami sobie słabo radzicie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Moja droga, Jurek ci się podoba, sama mówiłaś. Ty jemu też. Na cholerę ci teraz ten Krzyś czy jak mu tam? – Krzysiek też mi się podoba! – Jakiś plastyk? Niespełniony, dodajmy? Ile on zarabia, kobieto?! – Materialistka! – Chyba raczej realistka. Lekarz to lekarz... – Halinka, litości, bo przestanę się z tobą zadawać! Krzysiek to świeża sprawa, ale jest mną naprawdę zainteresowany. A Jerzemu pies ogrodnika się włączył. – Ten Krzysiek jest zbyt prędki, ot co. A Jerzy bardziej staroświecki w tych sprawach... – Nie swataj mnie! Dam sobie radę! Niestety, chyba było za późno. Jerzy uaktywnił się jak dźgnięty ostrogą. Jeszcze tego samego dnia wparował do mnie bez zapowiedzi z bukietem pąsowych róż. Rany! Zamarłam, gdy zobaczyłam go w progu. I to w takim nieoczekiwanym wydaniu! Ale wpuściłam do środka, oczywiście. Wpuściłam do środka i… poznałam nowe oblicze pana anestezjologa. Odurzające, frapujące – takie, o jakim wcześniej bezskutecznie marzyłam. Efekt jest taki, że teraz mam w konkurach dwóch wspaniałych samców. Obaj mi się podobają, choć tak bardzo się różnią. Wiem, że powinnam jednego czym prędzej odesłać do narożnika, ale nie wiem którego! Jerzego znam dłużej. Mamy wspólne pasje. To poważny doktor. Budzi szacunek. I wreszcie zaczęło mu na mnie zależeć. Jest jednak dość tradycyjny. A Krzysiek – barwny, twórczy ptak, który adoruje mnie tak udatnie, jak chyba żaden wcześniej. Porywające to i uzależniające. Jerzy wie o Krzysiu. Ale postanowił o mnie zawalczyć. Krzysiek nie wie o Jerzym, bo niby co mam mu powiedzieć? Wstyd się przyznać, jednak umawiam się na randki z jednym i z drugim. I dostaję od tego coraz większego pomieszania... Nie powinnam tego ciągnąć, wiem. Ale nie potrafię się zdecydować, jak to rozwiązać. I, jeśli mam być szczera, to jest mi z tym dobrze, bo zarówno z Jerzym, jak i z Krzyśkiem czuję się doskonale. Z drugiej strony męczy mnie już ta podwójna gra. Dałam sobie jeszcze miesiąc na podjęcie decyzji. Nie chciałabym zranić żadnego z nich, więc muszę wreszcie dokonać wyboru. Oby był dobry! Czytaj także:„Mąż traktował mnie na równi ze zmywarką i odkurzaczem. Zrozumiałam, że najwyższy czas pozbyć się kuli u nogi”„Matka powtarzała, że nauka to klucz do sukcesu. Bzdura! Żeby żyć na poziomie, wystarczy złapać bogacza na dziecko”„Kolega nie może ścierpieć, że dałam mu kosza. Naopowiadał we wsi, że jestem prostytutką, a ja tylko tańczę na rurze”